Sunday, November 8, 2009

Zrobiłem... Zajęło mi to więcej niż godzinę, bo się trochę obijałem.. W sumie okazało się, że tak wiele do kupienia nie było, natomiast trzeba było się zastanowić, czego brakuje, bo wiele rzeczy już mam w domu... W każdym razie zakupy to dla mnie frustrujące zajęcie.
W tym kraju w małych sklepach już nie można kupić wszystkich potrzebnych rzeczy, a tak się składa, że do wielkiego hipermarketu mam 5 minut pieszo... Potem trzeba kolejne pięć minut przebijać się przez parking - sklep jest drivers friendly, piesi nie mają zbyt wielu szans... Następnie wciąga mnie taśma, która akurat dzisiaj nie funkcjonowała. Wchodzę do sklepu, przekraczam bramki bezpieczeństwa, mijam toalety po lewej stronie, kiosk z gazetami, papierosami i loterią po prawej, macdonalda po lewej, punkty fotograficzny, farmaceutyczny i optyczny po prawej przedzielone ścianą i rozmaitymi promocjami, po lewej, zaraz za macdonaldem jest punkt doradztwa medycznego, dalej ciuszki po lewej, po prawej magazyny, w głębi cd/dvd/gry, maszeruję prosto, aż osiągam poziom warzyw i owoców, gdzie skręcam w lewo i rozpoczynam buszowanie między pólkami. Po warzywach i owocach można przejść do produktów mlecznych, ale nie wszystkich, bo śmietana jest na końcu. Zaraz obok rzeczy z mleka są mięsa, dania do mikrofalówki i parę innych drobiazgów. Potem jest masa niepotrzebnych produktów typu żarcie dla psów/kotów, kosmetyki, lekarstwa, słoiki, makarony, ryże,(tu można zajrzeć, ale ja nie lubię zakupów,więc kupuję wielką paczkę ryżu, która starcza mi na miesiąc:) słodycze, napoje gazowane i nie, pieczywo (okropne mają tutaj pieczywo), wreszcie kawa i herbata (tutaj czasami zaglądam w sprawie kawy, herbatę kupuję w specjalistycznym sklepie), płatki rozmaitego rodzaju i mrożonki - to, co tygrysy lubią najbardziej, tanio i długotrwale. Rybki, baraninka, kura, warzywka, żeby tylko nie za dużo, bo nie zmieszczę do zamrażalnika. Jeśli jest potrzeba zachodzę po alkohol, wczoraj akurat wyparowała butelka wina u mojej kuzynki, więc trzeba było zapełnić piwnicę;)
Zakupowa perygrynacja kończy się przy kasie. Wykładam produkty tam, gdzie najmniejsza kolejka, ale okazuje się, że jakaś para przesadziła z zakupami i zabrakło im gotówki, kobieta wysłała mężczyznę do bankomatu. Postój. Szybko uwinąłem się z zakupami. Na szczęście nie pytali mnie o dowód tożsamości, bo ten mi ukradli wraz z portfelem a paszportu nie miałem. Szybko zwijam manatki, płacę kartą, bo nie umiem liczyć gotówki. Zmierzam ku wyjściu i pipczy. Pokazuję paragon, idę dalej wielki wózek dzielnie toczy się po taśmie na dół, wbijam się w plecak i maszeruję do domu. Po drodze mijam trzy przejścia dla pieszych ze światłami, ale mam już opanowane, jak przez nie przechodzić bez wciskania przycisku. Poszło gładko, ktoś wcisnął za mnie, a z drugiej strony nikt nie nadjeżdżał. Za to na podrzędnej dróżce do domu ruch nie z tej ziemi. Czuję nadchodzącą ulgę, wtaczam się do mieszkania, zrzucam plecak (to taki duży podróżny plecak;)

No comments:

Post a Comment